poniedziałek, 23 września 2013

O przytuleniu słów kilka...

Mówią, że przytulanie to najskuteczniejszy lek antydepresyjny i że przytulanie to najlepszy sposób by okazać komuś, że dobrze, że jest. Uwielbiam się przytulać. Do Niego szczególnie. I do Bombelka mojego też. Jednak do każdego przytulamy się inaczej.... bo każdego darzymy innym uczuciem...

Jest tak wiele spraw, które siedzą we mnie gdzieś w środku. Spraw które nie dają mi spokoju. Spraw z którymi nie umiem sobie poradzić. Nie wiem co wybrać i jak dalej postępować w swoim życiu. Nie jestem na tyle silna i niezależna by móc zacząć wszystko od nowa. Sama. Z Bombelkiem. By móc w końcu być szczęśliwą. Wciąż daję tylko kolejne szansy i wciąż zawodzę się na osobie, która powinna być dla mnie największym wsparciem. Jemu już nie ufam. Ciężko mi zaufać komukolwiek....

Dobrze, że mam chociaż osoby, przy których choć przez moment mogę być szczęśliwa i mogę być po prostu sobą. I dobrze, że choć czasem mogę się do Nich przytulić.

12 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że tu będzie Ci lepiej i będziesz mogła bez problemu pisać co Ci na sercu leży ;)

    Strasznie mi przykro, że tak wyszło. Myślę, że na Was oboje to wszystko za szybko spadło - Tobie udało się dorosnąć, bo przecież zostałaś mamą, a jemu niestety się nie udało i sam się we wszystkim pogubił.

    Poprawiło się chociaż coś, jak się wyprowadziliście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie... On się pogubił i nie umie odnaleźć a nie bardzo chce żeby ktokolwiek mu pomógł. Chce być dorosły ale mu to kompletnie nie idzie. I choć czasem bardzo prosi mnie o pomoc to później nie umie zrobić tego o co go proszę...
      poprawiło się nie wiele... jak pracuje to jest ok. jak ma wolne to jest masakra w dalszym ciągu...

      Usuń
  2. Najważniejsze żebyś była szczęśliwa. Czasami tak bywa, że w życiu nie wszystko układa się po naszej myśli, ja też długo walczyłam z moim facetem, ale w końcu myślę, że się udalo i jest dobrze. Teraz wiem, że mojemu Łukaszowi zależy tylko na mnie i Laurze, reszta nie liczy się już tak jak kiedyś. Ja zawsze stawiałam sprawę jasno i wolałabym być sama niż męczyć się w nieszczęśliwym związku. Miłość jest silna ale nie za wszelką cenę..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie, nie za wszelką cenę. Jednak póki co wciąż łudzę się, że jeszcze może zrozumie, ale moja wytrzymałość jest na skraju wyczerpania....

      Usuń
  3. a więc przytulam wirtualnie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero tutaj trafiłam z poprzedniego bloga i choć go nie czytałam od deski do deski i nie wiem jak sytuacja między Wami dokładnie wygląda, to jedyne co mogę napisać, abyś przemyślała sobie na spokojnie, jak chcesz aby życie Twoje wyglądało za 10, 15, 20 lat? Wiele do szczęścia nie potrzeba, na prawdę. A męczenie się w związku z kimś, kto nie potrafi tego związku i rodziny z nami tworzyć, na dobre na pewno nie wyjdzie na dłuższą metę. Bo ile tak się męczyć można? Ile szans dawać można? Weź życie w swoje ręce, abyś za te 10 lat mogła powiedzieć, że jesteś szczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do szczęścia potrzeba bardzo nie wiele.... wiem o tym. Szkoda, że On tego nie wie.

      Ile można się męczyć? Nie wiem, ja już tak mam przez pewien okres... dość długi. A ile to jeszcze potrwa? Nie wiem, bo mówią, że ja jestem bardzo wytrzymała i cierpliwa... Ale i moja cierpliwość w końcu się skończy....

      Usuń
  5. Bzdura, że nie jesteś silna.
    Udowodniłaś, że jesteś, zostając dość wcześnie matką- i z tej roli wywiązujesz się wzorowo.
    Teraz przemyśl, czy warto marnować najpiękniejsze lata swoje ( i swojego syna ) na bycie z kimś, kto najwyraźniej nie potrafi i nie chce docenić tego, co ma.
    KAŻDY zasługuje w życiu na szczęście.
    A ja znam kilka par, które się ze sobą właśnie męczą, jak sama to napisałaś- "bo dziecko", "bo ślub KOŚCIELNY", "bo brak mieszkania" itp.
    Czy naprawdę warto?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i nie warto, ale będąc odpowiedzialnym za tego małego Człowieczka trzeba wiedzieć, że trzeba za coś utrzymać siebie i Jego. Ja gdybym została teraz sama to raczej marne szanse by na to były bo On póki co do przedszkola nie pójdzie, a ja pracy pewnie też tak szybko nie znajdę jakbym tego chciała.... No a z nieba nie leci. A tak przynajmniej wiem, że ma to co najpotrzebniejsze. No i ma obydwóch rodziców przy sobie....

      Usuń
  6. Moze i ma dwoje rodzicow ale czy szczesliwych rodzicow? Bombelek bedzie rosl i coraz wiecej rozumial, w koncu zobaczy, ze jest cos miedzy Wami nie tak, byc moze zacznie sie obwiniac za ten stan rzeczy. Ja tak mialam, przez wiele lat myslalam, ze to przeze mnie sa te klotnie w domu, ze mama jest nieszczesliwa, bo urodzilam sie w zlym momencie. Wiele razy wolalam zeby moi rodzice byli osobno a nie razem bo nie moglam zniesc tych nerwow, to odbija sie na calym moim zyciu do teraz, i wcale nie bylo tak ze nie bylam zapewniana ze jestem kochana, rodzice mi to czesto mowili, ale ja nie widzialam ICH milosci wzgledem siebie tylko nienawisc, bo MUSZA byc razem, bo DZIECKO. Nie pozwol zeby Bombelek musial przez to przechodzic, chyba, ze potrafisz go przed tym uchronic.

    P.S. Przepraszam za brak polskich znakow, ale jestem za granica i nie mam tu swojego laptopa, tylko korzystam z goscinnosci mojego Wujka i uzywam jego laptopa bez polskich literek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak masz rację. Dlatego próbuję to ratować. Bo to nie jest tak, że my się nie kochamy i że jesteśmy razem tylko dlatego że Bombel jest na świecie. Nie. Ja Go kocham. On kocha mnie. Tylko codzienność to wszystko tak układa, że nie potrafimy sobie tego pokazać i nie potrafimy ostatnio znaleźć wspólnego języka. I albo nam się uda w końcu dogadać albo faktycznie to się rozpadnie....

      A za brak polskich znaków się nie gniewam wcale :)

      Usuń